Mimo że rok 2022 rozpoczęłam czytelniczym długim seansem – dosłownie pochłaniałam wtedy książkę za książką – to finalnie wynik czytelniczy po dwunastu miesiącach wcale mnie nie zachwycił. Dużo się w 2022 działo, mało było czasu „dla siebie”, a zmęczenie sprawiało, że oczy zamykały się same jeszcze zanim w ogóle udało się otworzyć książkę.

Przede wszystkim jednak w 2022 roku czytałam dla PRZYJEMNOŚCI. Nie czytałam na akord, nie sięgałam po książki rozwojowe czy merytoryczne, a za to sięgałam po takie, których wcześniej nawet bym nie zauważyła. Bardzo się cieszę, że właśnie tak wyglądało moje czytanie w 2022 roku, ponieważ pozwoliło mi wyjść poza ustalony schemat, poznać zupełnie nowe pozycje i jeszcze więcej dowiedzieć się o świecie.

W 2022 roku nauczyłam się również jednej, ale za to bardzo ważnej rzeczy – nie muszę czytać książek do końca. W swoim czytelniczym życiu mogę wymienić dosłownie 5 książek, których czytania nie dokończyłam. 3 z nich nie skończyłam właśnie w poprzednim roku. Postanowiłam się nie zmuszać, nawet jeśli mogłoby się okazać, że finalnie książka jest ukrytym brylantem. Uznałam, że to, tak samo jak zmuszanie się do czegokolwiek innego w życiu, jest po prostu głupi pomysł.

Zapraszam na (bardzo) subiektywny przegląd książek, które przeczytałam i których nie przeczytałam 😉 w 2022 roku.

  • „Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli nami” – Albert Espinosa – polecam. Jedna z najdziwniejszych książek, jakie miałam w życiu przyjemność czytać. Główny bohater żyje w świecie, w którym największą wadą jest… spanie. Istnieje bowiem lek, który może sprawić, że już nigdy nie będziesz potrzebować spać i dzięki temu zdobędziesz dodatkowe godziny na… pracę i wchodzenie po szczeblach kariery. Zaskakująca, niekonwencjonalna, dziwna, ale wciągająca. Zdecydowanie spodoba się fanom dzieł Olgi Tokarczuk.
  • „Niewidzialne życie Addie La Rue” – V.E. Schwab – nie polecam. Fabuła jest fantastyczna! Addie nie chce pogodzić się z myślą, że będzie musiała wieść typowe, nudne życie jako żona niemal nieznanego sobie mężczyzny. Modli się więc do bogów o pomoc i niechcący wywołuje najgroźniejszego z nich. Zanim się spostrzeże, podpisuje z nim pakt i odtąd… Nikt nie może jej zapamiętać. Od setek lat Addie snuje się więc po świecie, starając przetrwać z klątwą. Niestety powieść jest niepotrzebnie rozwleczona, akcja jest bardzo powolna, a działania głównej bohaterki przewidywalne. Świetny pomysł zepsuty kiepskim wykonaniem.
  • „Księga Tęsknot” – Sue Monk Kidd – polecam. Najpiękniejsza historia, jaką przeczytałam w 2022 roku! Historia opowiedziana przez Anę, żonę Jezusa z Nazaretu. Powieść rozpoczyna się w młodości Any, kiedy zamożni rodzice chcą przyszykować ją do zamążpójścia. Ana nie jest jednak posłuszną córką-Żydówką i wbrew woli rodziców obiera własną ścieżkę, która kieruje ją do przeciętnego mężczyzny o imieniu Jezus. Nawiązanie do biblijnych postaci jest tutaj jasne i klarowne, jednak na próżno szukać typowo biblijnej historii. Nie ma cudów, jest za to opis pięknej miłości, trudu życia, wiary, która przezwycięża wszystko i ówczesnych trudnych realiów. Piękna książka pod każdym względem!
  • „Ballada ptaków i węży” – Suzanne Collins – polecam! Czy są tu jacyś fani „Igrzysk śmierci”? Jeśli tak, to z pewnością wiecie, że do trylogii dołączyła 4 powieść – historia Prezydenta Snowa. „Ballada…” jest według mnie równie dobra, co „Igrzyska…”, a może nawet lepsza, ponieważ przedstawiony w niej obraz jest równocześnie tak druzgocący, że aż niemożliwy do uwierzenia, jak i jak najbardziej możliwy do wydarzenia się w realnym świecie. W książce jest wszystko: nienawiść, romans, ambicja, biedota, przyjaźń i bohater postawiony przed trudnym wyborem – między dobrym a złym. Oczywiście zanim sięgniecie po „Balladę…” koniecznie musicie przeczytać serię „Igrzysk śmierci”.
  • „Małe Kobietki”, „Dobre Żony”, „Mali Mężczyźni”, „Chłopcy Jo” – Louisa May Alcott – polecam, ale nie każdemu. Urocza, słodka, ujmująca, pocieszająca, pouczająca i pieszczotliwa – takimi słowami opisałabym serię „Małe Kobietki”. Seria opowiada o życiu 4 sióstr, ich rodziców i bliskich przyjaciół. Przypadnie do gustu osobom, które chcą przy książce odpocząć i pomyśleć. Nie ma tu wybuchów, wartkich zwrotów akcji ani tajemnic. Pełną recenzję książek możecie przeczytać w tym wpisie: Książka na jesień – recenzja serii Małe Kobietki.
  • „Sekret Tudorów” – C.W. Gortner – nie polecam. Autor sięga do niezwykle ciekawej historii rodu Tudorów, która mnie zawsze wciąga niezależnie od tego, w jaki sposób jest podana. Tak też było tym razem. Książkę przeczytałam w ekspresowym tempie, ale… niemal niczego z niej nie zapamiętałam. Główny bohater, giermek wychowany jako podrzutek znaleziony w zamożnej rodzinie, staje się szpiegiem na dworze królewskim. Wplątuje się w morderstwa, intrygi i tajemnice, a jego historia kończy się… nijak. Przekładając ostatnią stronę miałam wrażenie, że jeszcze ze dwie ostatnie ktoś wyrwał albo zapomniał dodać w edycji.
  • „Tajemnica Sary H.” – Paulina Wróbel – nie polecam. W wyniku wypadku samochodowego upadła gwiazda filmowa Małgorzata znajduje się w ciele młodej, pracowitej i ładnej dziewczyny, Sary. Małgorzacie od razu przychodzi na myśl, że dostała od życia drugą szansę, a więc ponownie spróbuje swoich szans na wielkim ekranie. Niestety Sara od tak sobie nie znikła… I próbuje odzyskać swoje ciało. Książka jest toporna, bohaterów nie da się polubić, akcja może i się dzieje, ale jest bez polotu.
  • „Ostatni Templariusz” – Raymond Khoury – polecam. Nieskomplikowany, ale przyjemny thriller z tajemnicą w tle. Książka opowiada dwie historie – upadek Templariuszy w 1291 roku oraz ich tajemniczy powrót na początku XXI wieku w samym środku Nowego Jorku. Znany detektyw oraz pomocna archeolog wspólnie odkrywają ślady prowadzące ich do tytułowego Ostatniego Templariusza. Kiedy odkryją jego tożsamość oraz tajemnicę, którą chce zachować za wszelką cenę… Sami zrozumieją, że może nie warto jej przekazywać światu.
  • „Czerwone Gardło” cz. II – Jo Nesbo – polecam. Druga część jest zdecydowanie lepsza od pierwszej. Pierwsza to lanie wody, długie opisy i powroty do historycznych wydarzeń. W drugiej natomiast jest akcja, tajemnica, morderstwo, popełnianie dużo kosztujących błędów i wszystko to, co jest najbardziej lubiane w historiach z serii o detektywnie Harrym Hole. Ta część serii zdecydowanie wyróżnia się spośród poprzednich.
  • „Tajemniczy Ogród” – Frances Hodgson Burnett – bardzo polecam! W tej recenzji jestem nieobiektywna, ponieważ Tajemniczy Ogród to książka, od której zaczęła się moja miłość do literatury. Historia trójki bardzo różnych od siebie dzieci i przyglądających się im z daleka dorosłych. Wspaniała opowieść o tym, jak obecność odpowiednich ludzi, nastawienie do życia, ciekawość świata i zwykłe chęci mogą całkowicie odmienić codzienność. Romantyczna i niezwykle motywująca książka. Mam wrażenie, że po jej przeczytaniu każdy nagle zapragnie posiadać swój własny ogród!
  • „Pan Mercedes” – Stephen King – polecam. Nie dość, że od Kinga, to jeszcze nie horror, a w dodatku odwrócony thriller! Niemal od samego początku historii znamy tożsamość winnego psychopatycznego morderstwa. Jesteśmy wciągnięci w sam środek zabawy w kota i myszkę między emerytowanym detektywem, psychopatą i jedną z osób wciągniętych przez przypadek w tę historię. Bardzo ciekawe i zaskakujące zwroty akcji wynagradzają poniekąd nudę, która towarzyszy znajomości oprawcy. Można się wciągnąć, ale bez przesady.
  • „Oberża na pustkowiu” – Daphne du Maurier – nie polecam. Mary po śmierci matki stara się spełnić jej ostatnią wolę i przeprowadza się do ciotki żyjącej wraz z mężem w tajemniczej oberży. Oberża znajduje się na środku pustkowia, okolica osnuta jest wieczną mgłą, klientela knajpy pozostawia wiele do życzenia, a sam wujek… okazuje się oprawcą. Niestety mimo wielkiego wysiłku autorce nie udało się stworzyć tajemniczego klimatu, a „przerażająca” rzecz, którą zajmuje się wujek… wcale tak bardzo nie przeraża. Historia jest płaska i kończy się w tak beznadziejnie przewidywalny sposób, że szkoda ją w ogóle zaczynać.
  • „Perswazje” – Jane Austen – polecam, ale nie każdemu. Przede wszystkim, zanim sięgnie się po książkę, warto obejrzeć pierw nowy film „Perswazje” z Dakotą Johnson w roli głównej. Książka ta jest wspaniałym opisem szlachty, realiów XIX wieku, zasad i obyczajów majaczących jako tło do wielkiego romansu. Anne pod wpływem namów ze strony rodziny i przyjaciół zrywa zaręczyny z ukochanym, który według nich jest zbyt nisko (i biednie) urodzony. Anne niestety przez kolejnych 8 lat nie może zapomnieć o Fredericku, a gdy tylko spotykają się znów ponownie… wszystkie uczucia wracają. Czy do niego również? Czy tylko Anne nie wyzbyła się miłości do niego?
  • „Dash i Lily” – Rachel Cohn, David Levithen – nie polecam. Tragedia, a nie powieść, która nie spodoba się ani dorosłym, ani nastolatkom mimo że to właśnie im jest dedykowana. Sięgnęłam po nią zachwycona netflixowym serialem stworzonym na jej podstawie i Wam radzę pozostać jedynie przy serialu. Fabuła jest wspaniała – Lily pragnie poznać jakiegoś chłopaka, postanawia się zostawić w ulubionej księgarni zeszyt, w którym namawia go do wykonania odważnych zadań. Dash chętnie podjął się wyzwania, lecz zamiast odłożyć zeszyt na miejsce… postanowił samodzielnie wymyślić kilka zadań dla Lily. W ten sposób dwie zupełnie różne postaci o całkowicie odmiennych charakterach zaczynają się w sobie nawzajem zakochiwać… Pomimo tego że wcale się nie znają!
  • „Ostatnia bitwa templariusza” – Arturo Perez Reverte – polecam. Historia, która pozwala nam zajrzeć pod powierzchnię Watykanu, jego pracowników i ich pracy. Opowieść splata ze sobą życie i historie wielu bohaterów – księży, pragnących miłości kobiet, mafii, kryminalistów oraz innych osób duchownych. Fabuła toczy się wokół starego kościoła w środku Sewilli, który ma zostać wyburzony, lecz broni samego siebie… zabijając dwoje ludzi. Mimo że zakończenie historii wcale nie przypadło mi do gustu, podróż przez kartki bardzo mi się podobała. Doskonałe rozwiązanie tajemnicy zabójcy, którym może być każdy, a którego tożsamość odnajdujemy dopiero na ostatniej stronie.
  • „Ośmioro kuzynów” – Louisa May Alcott – polecam. Opowieść niezwykle zbliżona do „Tajemniczego Ogrodu”, być może właśnie dlatego tak miło mi się ją czytało. Historia osieroconej dziewczynki – Rose, którą poznajemy jako chorowitą i nieszczęśliwą. Na szczęście opiekę nad dziewczyną przejmuje wuj Alec, który zupełnie odmiennie od opiekujących się nią dotychczas ciotek, postanawia nie użalać się nad sierotą. Wuj doskonale radzi sobie z wychowaniem i nauczaniem Rose pokazując jej, co w życiu jest najważniejsze, otaczając ją wesołym towarzystwem i poprawiając w momentach, w których wymaga poprawy. Myślę, że to jedna z tych książek, którą powinni przeczytać wszyscy rodzice.
  • „Potęga podświadomości” – Joseph Murphy – nie przeczytałam do końca. A w zasadzie to odkładałam ją tak często, że nie pamiętam większości jej treści. Kiedy tylko zdarzała się okazja do sięgnięcia po inną książkę, czym prędzej ciskałam „Potęgą podświadomości” w kąt. Chciałabym do niej wrócić, ponieważ okropnie zainteresowało mnie to w jaki sposób autor interpretuje Biblię, jednak mam wrażenie, że jej przesłanie jest bardzo płaskie… i nie działające na pesymistów. Jako zadeklarowany pesymista, muszę powiedzieć, że miałam naprawdę trudny czas z książką, w której każdy rozdział i podrozdział radzi ci „myśleć dobrze”.
  • „Na razie żegnaj” – Laurie Frankel – nie przeczytałam do końca. Opis na okładce był zachęcający: spec od IT stworzył tak dobrą aplikację randkową, że znalazł miłość swojego życia, ale również stracił przez to pracę. Niestety historia dalej przybiera zupełnie creepy obrót i zamiast romansu, tworzy się opowieść o tym jak za sprawą programowania bohater ożywia umarłych (a konkretnie to babcie swojej ukochanej). Dotarłam do miejsca, w którym komputerowo ożywione osoby mogły wysyłać maile i rozmawiać z video, a główni bohaterowie zrobili z tego biznes. W tym momencie poczułam, że to dla mnie za dużo.
  • „Black Out” – Marc Elsberg – nie przeczytałam do końca, ale na pewno to zrobię. Prawdziwa cegła! Długa i bardzo szczegółowa opowieść o tym, jak jedna niewidoczna rzecz może zmienić cały świat. Black Out to historia o tym jak nagle na świecie zaczyna brakować prądu. Do czasu, kiedy zaczęłam ją czytać, nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele urządzeń codziennego użytku i najważniejszych miejsc uzależnionych jest od stałych dostaw prądu. Książka fantastycznie wpływa na wyobraźnię – przypominam ją sobie za każdym razem gdy widzę zgaszoną latarnię na ulicy. Niestety przepełniona jest fachowym, technicznym słownictwem i długimi opisami technicznego działania elektrowni, co bardzo spowalnia akcje. Ja nie znam się na technice, fizyce, ani niczym co „ścisłe”, więc jest to dla mnie trudna książka. Jest za to na tyle interesująca, że na pewno do niej wrócę i skończę!